28.12.2001
Pociąg relacji Bydgoszcz - Włocławek wjeżdża na peron pierwszy docelowej stacji. Mój przyjaciel prowadzi mnie ulicami skrywanymi w cieniu kamienic. Jest lekki poranny mróz, który sprawia, że przy wypowiadaniu słów oddech zamienia się w lekką parę ulatującą gdzieś ponad włocławskie niebo. To człowiek z ogromnym samorodnym talentem. Żyjący w specyficznych warunkach, które odbiegają od norm społecznych - tłumaczy Piotr, który niejednokrotnie realizował reportaże o tzw. "polskim Wicie Stwoszu", czyli o Stanisławie Zagajewskim. Piotr prowadzi mnie do sklepu, oznajmiając że trzeba kupić mleko i kiełbaski dla najwierniejszych przyjaciół Zagajewskiego. Dom rzeźbiarza jest azylem dla wielu bezdomnych i porzuconych psiaków, którym posiłek się przyda. Z pełnymi jedzenia siatkami kierujemy się w stronę małych jednopiętrowych domków, których wygląd przypomina dawno opuszczone rudery. Wrogie spojrzenia mieszkańców odprowadzają nas do zardzewiałej furtki artysty. Przemierzamy dość spory ogródek, by zapukać do zniszczonych ze starości drzwi. Z domu słyszymy larum Wynoście się stąd, to znowu Wy. Postanawiamy się oddalić, by nie zakłócać spokoju mieszkańca. Zapewne w przeciągu paru miesięcy nawiedzających przybyszy było sporo. Do Zagajewskiego zaczęli zjeżdżać się obcokrajowcy, gdy w 1999 roku wystawił swe rzeźby w Lozannie. Wtedy też dostał poważne zamówienie na ołtarz od Musee L'Art w Lozannie. Zrobiliśmy kilka kroków, gdy ujrzeliśmy zza uchylonych drzwi małą sylwetkę starszego mężczyzny, schowaną w cieniu domostwa. Przepraszam, myślałem że to znowu Ci źli ludzie przyszli po moje psy. Byli tu wczoraj i przedwczoraj. Nawet w zeszłym tygodniu. Psy zdają się reagować na słowa właściciela, co udowadniają łasząc się do jego nóg. Zachęceni przez Zagajewskiego wchodzimy do jego lokum i pracowni zarazem. Przekroczeniu progu towarzyszy wrażenie przemieszczenia się w światach. Wkraczamy z rzeczywistości pełnej napięcia, gonitwy, ciągłej walki do świata niczym z powieści Dickensa, w którym to spokój i ubóstwo wtórują w życiu bohaterów. W dwóch pokojach artysty znajduje się niemal wszystko: od starych zabawek, po resztki jedzenia. Jednak jest coś jeszcze, coś co przyciąga do tego domu drobnych złodziei, wyłudzaczy, oszustów i koneserów sztuki. Prawie całą przestrzeń mieszkalną zajmują "one". Niektóre przykryte kocem, by nie zmarzły podczas zimy, inne upchnięte na parapecie. Rzeźby, o których mowa, są integralną częścią tych jakże zniszczonych wnętrz. Rzeźbiarz zaczyna snuć opowieść. Na wiosnę planuje rozpocząć od nowa prace nad ołtarzem, którą musiał przerwać na okres zimy. Mówiąc to, głaszcze z największym szacunkiem i uzasadnioną dumą wystający zza koca kawałek uformowanej gliny. Stwierdza, że ma już dosyć kobiet z opieki społecznej i nie chce już widzieć mężczyzn, którzy pragną zabrać mu psy. On chce tylko rzeźbić. Jestem szczęśliwy, gdy mogę tworzyć.
08.12.2003
Poniedziałkowy ranek powinien rozpocząć się od kawy i dobrej prasy. Radość ogarnia człowieka, gdy otwierając gazetę odnajduje w niej wycinki z przeszłości. Czytam (Duży Format, Magazyn Gazety Wyborczej nr 50/561, Joanna Bujakiewicz Talent. Dzikie zwierzę, Warszawa 2003) "Stanisław Zagajewski nie zna swoich rodziców. Miał około dwóch lat, kiedy zimą 1929 matka położyła go w przedsionku kościoła Św. Barbary w Warszawie [...] trafił do sióstr zakonnych Rodziny Marii w Ciechocinku: Siostry mi opowiadały, że znalazły mnie na Matki Boskiej Gromnicznej w koszyku, owiniętego gazetami. Mówiły, że jak przyszły po dziecko, to widziały kobietę, która stała koło figurki Pana Jezusa. Jak zobaczyła, że zakonnice biorą koszyk to wyraźnie się ucieszyła. Znaczy o mnie dbała...U sióstr dali mi imię Stanisław, a Zagajewski dlatego, że jak mnie znaleźli to w szpitalu zmarł jakiś Zagajewski."
"Sposób nakładania gliny podpatrzyłem u jaskółek budujących gniazdo. One przynoszą w dziobach po kawałeczku i przyklejają. I ja tak samo. Warstwa po warstwie."
świetne!
OdpowiedzUsuńdziękuję :-)
UsuńBardzo mi się podoba! Bardzo ciekawa, świetnie napisana historia!!!!!
OdpowiedzUsuńMartuś nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczą Twoje słowa :-)
UsuńA Ty nawet nie wiesz, Stifko, jak mnie zainspirowałaś :) Po przeczytaniu Twojego posta, natychmiast przewertowałam internet i sporo sobie poczytałam o S.Z. Niesamowita historia człowieka.
UsuńBardzo się cieszę :-) Dziękuję Martuś :-)
UsuńZnalazłam w końcu chwilę ciszy i spokoju żeby przeczytać. (jak dobrze, że dzieci w tym wieku mają jeszcze drzemki).
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta tę historię. Bardzo lotny tekst. Aż chce się więcej. Wrzucisz więcej? m.
Cieszę się, że znalazłaś chwilkę czasu na ten tekst :-)Opinia twa zachęca do pisania, więc może będzie podobnych teksów więcej :-) Pozdrawiam bardzo serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńPorusza wyobraźnię. Świetny tekst. Pozdrawiam Jakub
OdpowiedzUsuń